Piłka nożna to najpopularniejsza gra na świecie. Przez ponad półtora wieku gry ta zamieniła się w potężną piramidę, składającą się z setek milionów ludzi. Podstawę tej wyimaginowanej piramidy tworzą amatorzy, od dzieciaków kopiących piłkę na pustym terenie do szanowanych mężczyzn grających w piłkę nożną kilka razy w tygodniu wieczorami. Na szczycie piramidy piłkarskiej znajdują się profesjonaliści z wielomilionowymi kontraktami i stylem życia, który pasuje do tych kontraktów.
Piramida piłkarska ma wiele poziomów pośrednich, bez których jest to nie do pomyślenia. Jednym z nich są kibice, którzy czasami zapisują swoje karty w historii piłki nożnej. Funkcjonariusze odgrywają również rolę w piłce nożnej, wymyślając nowe i wyjaśniając stare zasady. Czasami do rozwoju piłki nożnej przyczyniają się także osoby postronne. Tak więc inżynier John Alexander Brody, który został zaciągnięty do piłki nożnej przez przyjaciół, był zaskoczony sporami o to, czy piłka trafiła w bramkę, czy nie. "Dlaczego nie odłożyć połączenia?" pomyślał i od tamtej pory nawet standard siatki do piłki nożnej - 25 000 węzłów - nazywa się Brody.
A w historii piłki nożnej wciąż jest wiele zabawnych, wzruszających, pouczających, a nawet tragicznych faktów.
1. W listopadzie 2007 roku Inter Mediolan przybył do angielskiego miasta Sheffield z Marco Materazzi i Mario Balotelli w składzie. Jak na szczyt europejskiego sezonu piłkarskiego sprawa jest raczej banalna, ale włoski klub nie przyjechał do Foggy Albion, by wziąć udział w meczu Ligi Mistrzów czy ówczesnym Pucharze UEFA. Inter przyjechał na towarzyski mecz z okazji 150-lecia najstarszego klubu piłkarskiego na świecie - Sheffield FC. Klub powstał w 1857 roku i nigdy nie został mistrzem Anglii. Jednak na wielkim meczu. zakończył się wynikiem 2: 5, z udziałem króla piłki nożnej Pele i wielu gwiazd tej gry niższej rangi.
2. Bramkarze piłkarskie nie otrzymali od razu prawa do gry rękami. W pierwszych przepisach piłkarskich w ogóle nie było mowy o bramkarzach. W 1870 roku bramkarze zostali wyodrębnieni w oddzielnej roli i pozwolili dotykać piłki rękami w polu bramkowym. Dopiero w 1912 roku nowa edycja regulaminu pozwoliła bramkarzom grać rękami w całym polu karnym.
3. W swoim pierwszym oficjalnym meczu rosyjska drużyna piłkarska spotkała się na igrzyskach olimpijskich w 1912 roku z reprezentacją Finlandii. Finlandia była wówczas częścią Imperium Rosyjskiego, ale reżim kolonialny w nim był niezwykle liberalny, a Finowie z łatwością uzyskali prawo do rywalizacji na igrzyskach olimpijskich pod własną flagą. Reprezentacja Rosji przegrała na 1: 2. Decydującą bramkę, zgodnie z materiałami ówczesnej prasy, zdobył wiatr - „zdmuchnął” przelatującą obok nich piłkę. Niestety notoryczny „system olimpijski” nie został wówczas zastosowany, a reprezentacja Rosji po startowej porażce nie wróciła do domu. W drugim meczu rosyjscy piłkarze spotkali się z niemiecką drużyną i przegrali miażdżącym wynikiem 0:16.
4. 28 kwietnia 1923 r. Na nowiutkim stadionie Wembley w Londynie odbył się finałowy mecz Pucharu Anglii (oficjalna nazwa Pucharu Anglii) pomiędzy Boltonem a West Ham. Rok temu na Stamford Bridge na podobny mecz przybyło nieco ponad 50 000 widzów. Organizatorzy finałów w 1923 roku obawiali się, że 120-tysięczne Wembley nie będzie pełne. Obawy były daremne. Sprzedano ponad 126 000 biletów. Nieznana liczba kibiców - kilka tysięcy - wtargnęła na stadion bez biletów. Musimy oddać hołd londyńskiej policji - „bobbies” nie próbowali działać surowo, a jedynie kierowali potokami ludzi. Gdy trybuny były pełne, policja zaczęła wpuszczać widzów na tory i poza bramy. Oczywiście tłumy widzów na całym obwodzie boiska piłkarskiego nie wpłynęły na komfort zawodników. Ale po drugiej stronie. w ciągu pół wieku bezczynność lub niewłaściwe działania funkcjonariuszy organów ścigania doprowadzą do kilku tragedii na dużą skalę z dziesiątkami ofiar. Finał Pucharu Związku Piłki Nożnej w 1923 roku zakończył się bez kontuzji, z wyjątkiem zawodników West Ham. Bolton wygrał mecz 2: 0, a obie bramki były współfinansowane przez publiczność. W przypadku pierwszej bramki nie wpuścili w pole obrońcy, który właśnie wrzucał, aw odcinku z drugą bramką piłka wpadła do bramki od kibica stojącego blisko słupka.
5. Do 1875 r. Przy bramce do piłki nożnej nie było poprzeczki - jej rolę pełniła lina rozpięta między prętami. Wydawało się, że zakończyło to debatę o tym, czy piłka przeleciała pod liną, rzucając ją, czy nad liną, zginając ją. Ale to obecność solidnej poprzeczki wywołała ostre kontrowersje prawie sto lat później. W finałowym meczu mistrzostw świata 1966 Anglia - Niemcy z wynikiem 2: 2 piłka odbiła się od poprzeczki po uderzeniu angielskiego napastnika Jeffa Hirsta. Sędzia liniowy z ZSRR Tofik Bahramov zasygnalizował sędziemu głównemu Gottfriedowi Dienstowi, że piłka przekroczyła linię bramkową. Dienst strzelił gola, a Brytyjczyk, który strzelił później kolejnego gola, świętował swoje jedyne dotychczas zwycięstwo w mistrzostwach świata w piłce nożnej. Jednak spory o zgodność z prawem decyzji niemieckiego arbitra do tej pory nie ustępują. Zachowane filmy nie pomagają w udzieleniu jednoznacznej odpowiedzi, chociaż najprawdopodobniej nie było celu w tym odcinku. Niemniej jednak poprzeczka pomogła Brytyjczykom w zdobyciu tytułu mistrzowskiego.
6. Główna zasługa wybitnego niemieckiego trenera Seppa Gerbergera nazywana jest często zwycięstwem reprezentacji Niemiec na mundialu w 1954 roku. Tytuł przyćmiewa jednak nowatorskie podejście Gerbergera do jego twórczości. Nieustannie podróżował do innych miast i krajów, aby przyjrzeć się przyszłym rywalom - przed Gerbergerem żaden z trenerów tego nie zrobił. Ponadto w ramach przygotowań reprezentacji do meczu czy turnieju trener z wyprzedzeniem jeździł na miejsca rozgrywania zawodów i obejrzał nie tylko stadiony, na których odbywały się mecze, ale także hotele, w których będzie mieszkać reprezentacja Niemiec oraz restauracje, w których będą jedli zawodnicy. W połowie XX wieku to podejście było rewolucyjne i dało Gerbergerowi przewagę nad kolegami.
7. Nie tylko moda podlega cykliczności, ale także taktyka piłkarska. teraz czołowe kluby i drużyny narodowe ustawiają swoich defensywnych graczy, prowokując przeciwników na pozycję spaloną. Tak wyglądały formacje obronne od wprowadzenia piłki nożnej do lat 30. A potem austriacki trener, który przez wiele lat pracował w Szwajcarii, Karl Rappan, wynalazł technikę, którą później nazwano „Zamkiem Rappana”. Istota techniki była prosta, jak wszystko, co świetne. Pionierski trener zbliżył jednego z obrońców do celu. W ten sposób drużyna miała swego rodzaju drugi poziom obrony - tylny obrońca usuwał wady obrony dowodzenia. Zaczęli nazywać go „sprzątaczem” lub „libero”. Ponadto. taki obrońca może również stać się cennym zasobem atakującym, łączącym się z atakami jego drużyny. Oczywiście „czystszy” schemat nie był idealny, ale sprawdzał się w światowej piłce nożnej przez ponad pół wieku.
8. Teraz trudno w to uwierzyć, ale w naszej piłce były chwile, kiedy trener reprezentacji był wyrzucany za zajęcie drugiego miejsca w mistrzostwach Europy. Po wygraniu pierwszego takiego turnieju w 1960 roku, reprezentacja ZSRR miała powtórzyć swój sukces 4 lata później. Reprezentacja spisywała się pomyślnie, ale w finale przegrała z drużyną Hiszpanii wynikiem 1: 2. Za tę „porażkę” został zwolniony trener Konstantin Beskov. Krążyły jednak pogłoski, że Konstantyn Iwanowicz został zwolniony nie o drugie miejsce, ale o to, że w finale reprezentacja ZSRR przegrała z drużyną „frankistowskiej” Hiszpanii.
9. Nowoczesna Liga Mistrzów wcale nie jest oryginalnym wynalazkiem Europejskiej Unii Związków Piłkarskich (UEFA). Jeszcze w 1927 roku w Wenecji funkcjonariusze futbolu z różnych krajów zgodzili się na zorganizowanie turnieju o niezbyt eufonicznej nazwie Puchar Mitropy (w skrócie Mittel Europa - „Europa Środkowa”). Puchar grały najsilniejsze kluby uczestniczących krajów, które niekoniecznie były ich mistrzami. Wraz z pojawieniem się turniejów UEFA zainteresowanie Mitropa Cup systematycznie spada, aw 1992 roku odbyło się jego ostatnie losowanie. Jednak wśród ostatnich właścicieli tego pogrążonego w zapomnieniu o pucharze są takie kluby jak włoski „Udinese”, „Bari” i „Pisa”.
10. Jeden z najbardziej utytułowanych trenerów na świecie, Francuz Helenio Herrera, miał, delikatnie mówiąc, osobliwy charakter. na przykład rytuał przygotowania do szatni polegał na tym, że gracze przysięgali, że wypełnią wszystkie jego polecenia. Biorąc pod uwagę, że Herrera trenował kluby z mocno katolickiej Hiszpanii i Włoch, motywacja do przysięgi wydaje się bardzo wątpliwa. Z drugiej strony, jeśli chodzi o zawód, Herrera była praktycznie bez zarzutu. Prowadzone przez niego kluby zdobyły siedem tytułów mistrzowskich, trzy puchary krajowe i pełną kolekcję pucharów międzynarodowych, w tym Intercontinental. Herrera został pierwszym trenerem, który zebrał zawodnika w bazie w przeddzień ważnych meczów.
11. Austriacki trener Max Merkel był nazywany przez piłkarzy i dziennikarzy „trenerem”. To jedno słowo bardzo trafnie charakteryzuje metody pracy specjalisty. Trudno jednak oczekiwać ekstremalnej łagodności od trenera, który dorastał w nazistowskich Niemczech i grał w reprezentacji Luftwaffe. Czasami Merkel odnosiła sukcesy. Z „Monachium” i „Norymberga” wygrał niemiecką Bundesligę, z „Atletico Madryt” został mistrzem Hiszpanii. Jednak ze względu na drakońskie metody szkolenia i język, który stale wyprzedzał myślenie, nie pozostał nigdzie długo. Nic dziwnego, kto lubi współpracować z SS jako ktoś, kto mówi, że Hiszpania byłaby wspaniałym krajem, gdyby nie tak wielu Hiszpanów. A o jednym z niemieckich miast Merkel powiedziała, że najlepsze. to, co ma, to autostrada do Monachium.
12. Joe Fagan został pierwszym trenerem w Anglii, który zdobył trzy trofea w jednym sezonie. W 1984 roku prowadzony przez niego Liverpool zdobył Puchar Ligi, został zwycięzcą mistrzostw kraju i zdobył Puchar Mistrzów. 29 maja 1985 r., Przed rozpoczęciem finałowego meczu Pucharu Mistrzów z włoskim Juventusem, który odbył się w stolicy Belgii Brukseli, Fagan podziękował zawodnikom za ich pracę i ogłosił przejście na emeryturę. Piłkarze „Liverpoolu” nie byli jednak w stanie wręczyć mu pożegnalnego prezentu w postaci drugiego od dwóch sezonów Pucharu Mistrzów. A trener raczej nie byłby zadowolony ze zwycięstwa. Na godzinę przed rozpoczęciem meczu angielscy kibice zorganizowali krwawą masakrę na stadionie Heysel, w której zginęło 39 osób, a setki zostało rannych. Juventus wygrał prawdopodobnie najbardziej bezsensowny finał w historii europejskich klubów 1: 0. Pożegnalny mecz Fagana stał się meczem pożegnalnym wszystkich angielskich klubów - po tragedii w Brukseli zostały zawieszone na pięć lat, co zadało potężny cios angielskiej piłce nożnej.
13. W listopadzie 1945 r. Odbyło się historyczne tournée po moskiewskim „Dynamo” w Wielkiej Brytanii. Pomimo ogólnej życzliwości wobec narodu radzieckiego, w dziedzinie piłki nożnej Brytyjczycy nadal uważali się za niebiańskich i nie spodziewali się silnego oporu ze strony niezrozumiałych Rosjan. Reprezentacja ZSRR nie brała udziału w mistrzostwach świata, europejskie turnieje klubowe jeszcze nie istniały, a radzieckie kluby rozgrywały mecze towarzyskie tylko z kolegami z krajów bliskich ideologicznie. Dlatego trasa Dynama stała się swoistym oknem na Europę. W sumie to się udało. „Dynamo”, wzmocniony przez wojskowych Wsiewołoda Bobrowa i Konstantyna Beskowa, wygrał dwa mecze i dwa zremisował. Najbardziej imponujące było zwycięstwo nad londyńskim „Arsenalem” z wynikiem 4: 3. Mecz odbył się w gęstej mgle. Brytyjczycy wzmocnili też swój skład o zawodników z innych drużyn. Bobrov otworzył wynik, ale wtedy Brytyjczycy przejęli inicjatywę i doprowadzili do przerwy 3: 2. W drugiej połowie „Dynamo” wyrównał wynik, po czym objął prowadzenie. Beskov zastosował oryginalną technikę - będąc w posiadaniu piłki, odskoczył w bok, pozostawiając ją nieruchomą. Obrońca szarpnął za radzieckim napastnikiem, uwalniając trajektorię uderzenia. Bobrov zrealizował ten pomysł i rozwinął Dynamo. Punkt kulminacyjny meczu nastąpił około pięć minut przed końcowym gwizdkiem. Vadim Sinyavsky, który komentował mecz dla sowieckich słuchaczy radia, wspominał, że mgła stała się tak gęsta, że nawet wychodząc z mikrofonem na skraj boiska, widział tylko najbliższych mu graczy. Kiedy w pobliżu bram „Dynama” było jakieś zamieszanie, nawet po reakcji trybun nie było jasne, co się stało - albo gol, albo świecący wtedy Aleksiej Chomicz odparował cios. Sinyavsky musiał ukryć mikrofon i dowiedzieć się od Michaiła Semiczastnego, który był w zasięgu wzroku, co się stało. Ten ostatni krzyknął: "Homa to wziął!" A Sinyavsky nadał długą tyradę o tym, jak Aleksiej Chomicz niesamowitym rzutem wyciągnął piłkę z prawego górnego rogu. Po meczu okazało się, że Sinyavsky powiedział wszystko poprawnie - Khomich naprawdę uderzył piłkę lecąc w właściwą „dziewiątkę” i otrzymał owację na stojąco od angielskich kibiców.
14. Mecz piłki nożnej, w wyniku którego transmisja Iwana Siergiejewicza Gruzdiewa omal nie wpadł pod pluton egzekucyjny w popularnym serialu telewizyjnym „Miejsca spotkań nie można zmienić”, odbył się 22 lipca 1945 roku. W filmie, jak wiadomo, jeden ze świadków wspomina, że widział Gruzdiewa, którego rolę gra Siergiej Jurski, w momencie, gdy w radiu rozgrywa się marsz piłkarski Matveya Blantera - na nim rozpoczęły się i zakończyły transmisje meczów. Kryminalista Grisha „sześć na dziewięć” od razu sugeruje, że grały „Dynamo” i CDKA, a „nasz” („Dynamo” był klubem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych) wygrał 3: 1. Barwna postać Lwa Perfiłowa wspomina nawet, że powinien być czwarty gol, ale „… czysta kara…” najwyraźniej nie została wyznaczona. Scenarzyści filmu, bracia Weiner, najprawdopodobniej oparli się na własnej pamięci przy opisywaniu odcinka, ale popełnili kilka całkiem usprawiedliwionych (do czasu nakręcenia filmu minęło ponad 30 lat) nieścisłości. Miejsce spotkania rozpoczyna się w sierpniu 1945 roku - mecz odbył się co najmniej tydzień przed zabójstwem Larisy Gruzdevej. I mecz zakończył się wynikiem 4: 1 na korzyść „Dynamo”. Był też rzut karny na bramkę Dynama i dwukrotnie go pokonano - bramkarz Dynama Alexey Khomich pierwszy uderzył piłkę, ale przed uderzeniem przesunął się z linii bramkowej, a następnie Vladimir Demin nadal przeliczał 11-metrową bramkę.
15. 199 000 widzów przybyło na stadion Maracanã w Rio de Janeiro 16 lipca 1950 roku. Mecz ostatniej rundy finałowej rundy Mistrzostw Świata FIFA pomiędzy drużynami Brazylii i Urugwaju był jak matchmaking między panem młodym a panną młodą, która jest w siódmym miesiącu ciąży - wynik wszyscy znają z góry, ale przyzwoitość zobowiązuje do przeprowadzenia ceremonii. Brazylijczycy na domowych mistrzostwach świata żartobliwie poradzili sobie ze wszystkimi rywalami. Szczęście miała tylko bardzo silna reprezentacja Szwajcarii - jej mecz z Brazylią zakończył się wynikiem 2: 2. Brazylijczycy zakończyli resztę meczów z przewagą co najmniej dwóch bramek. Finał z Urugwajem wyglądał jak formalność i nawet zgodnie z brazylijskimi przepisami wystarczyło rozegrać remis. W pierwszej połowie drużynom nie udało się otworzyć konta. Dwie minuty po wznowieniu gry Friasa wyprowadził Brazylijczyków do przodu, a odpowiedni karnawał rozpoczął się na stadionie iw całym kraju. Urugwajczycy, trzeba przyznać, nie poddali się. W połowie drugiej połowy Juan Alberto Schiaffino wyrównał wynik, całkowicie demoralizując reprezentację Brazylii. A w 79. minucie mężczyzna, którego wymowa wciąż budzi kontrowersje, wysłał Brazylię do żałoby.Alcides Edgardo Gidzha (bardziej znana transkrypcja jego nazwiska „Chiggia”) podszedł do bramki na prawym skrzydle i posłał piłkę do siatki pod ostrym kątem. Urugwaj wygrał 2: 1, a teraz 16 lipca obchodzony jest w kraju jako święto narodowe. Smutek Brazylijczyków był niezmierzony. Współcześni kibice są przyzwyczajeni do sensacji i niesamowitych powrotów, ale należy pamiętać, że w połowie XX wieku meczy piłkarskich było o rząd wielkości mniej, a ważne mecze można było co roku policzyć na palcach jednej ręki. A potem przegrany domowy finał mistrzostw świata ...